Użytkownicy portalu wykop.pl zebrali prawie 3 tys. zł, aby sprawdzić, co tak naprawdę kryje się w polskich kurczakach. Wszystkie badania zostały przeprowadzone w laboratorium w Hanoverze, a otrzymane wyniki przełamują niektóre stereotypy i rozprawiają się z marketingowymi sztuczkami.
Na początku wybrano 4 kurczaki z różnych miejsc:
- kurczak z Lidla, prawdopodobnie z masowego chowu klatkowego, w cenie 6,99 zł/kg
- kurczak z Biedronki, pochodzący z chowu wybiegowego - droższy o 5zł/kg niż kurczak z Lidla
- kurczak od gospodarza - "hodowany jak dla siebie" (nie podano ceny)
- kurczak z chowu ekologicznego - 36 zł/kg
Zakupione mięso poddano badaniu na obecność inhibitorów wzrostu (antybiotyki) i salmonelli, liczbę drobnoustrojów tlenowych, enterobacteriaceae i preudomonas spp. (wskazują ona na zanieczyszcenie mikrobiologiczne) oraz zawartość tłuszczu, wody i azotu wraz z przeliczeniem na białko.
Pierwszy wniosek z uzyskanych wyników badań – w żadnym z zakupionych kurczaków nie stwierdzono obecności antybiotyków. Przełamuje to stereotypowe przekonanie, że polski drób jest na potęgę leczony antybiotykami, a przynajmniej to, że hodowcy lekceważą zalecenia inspektorów weterynaryjnych w zakresie ich stosowania.
Gorzej wypadły próbki w badaniu na jakość mikrobiologiczną: choć wszystkie próbki mięsa można określić mianem zdrowych, to w drobiu z Lidla stwierdzono wysoką zawartość m.in. drobnoustrojów tlenowych. Oznacza to, ni mniej ni więcej, że drób z Lidla nikomu nie zaszkodzi, ale też mięso to zacznie psuć się wcześniej niż inne uczestniczące w badaniu kurczaki.
W badaniu chemicznym – bez względu na źródło pochodzenia próbki, wyniki były stosunkowo zbliżone do siebie. Relatywnie dużo wody i mało tłuszczu miały kurczaki pochodzące z Lidla, jak i z chowu ekologicznego. Z kolei najbardziej otłuszczony był kurczak „od gospodarza”.
Z wyników badania zadowolony jest zastępca Głównego Lekarza Weterynarii, Jacek Kucharski. – To ważne, że do czuwania nad jakością mięsa włączają się sami konsumenci – mówi nam jeden z szefów Głównego Inspektoratu Weterynarii. – Tym bardziej, że na temat mięsa na polskim rynku krąży wiele niepotwierdzonych, stereotypowych opinii – kwituje.
Zdaniem wiceszefa Inspektoratu nie powinny nas niepokoić wyniki badań na obecność bakterii. – Na każdym mięsie i w każdej żywności są obecne bakterie niepatogenne – mówi Kucharski. – One powodują psucie się mięsa, choć nie są szkodliwe bezpośrednio dla człowieka. Ich ilość na mięsie jest związana z warunkami higienicznymi procesu pozyskiwania mięsa – dodaje.
Podsumowując: to że kurczak z Lidla może zepsuć się szybciej niż konkurencyjne mięso z badania, wynika z faktu, że gdzieś w procesie uboju lub przechowywania mięsa było „brudniej”. Może w rzeźni, przy nieprecyzyjnym ustawieniu maszyn. Być może w transporcie lub podczas przechowywania mięsa.
Interesującym efektem przeprowadzonego eksperymentu laboratoryjnego jest wniosek, że choć między kurczakami z Lidla a hodowli ekologicznej istnieje ogromna różnica cenowa, to jakościowo jest to mięso o bardzo zbliżonych parametrach. Oznacza to, że wybór między jednym a drugim jest kwestią nie tyle dietetyczną, ile etyczną - czy chcemy jeść zwierzęta hodowane w mniej czy bardziej humanitarnych warunkach.
Również z punktu widzenia potencjalnych zagrożeń, różnic właściwie nie ma. – Mamy zanieczyszczenia biologiczne, całą mikrobiologię, pasożyty, wirusy. Zanieczyszczenia chemiczne, od środków farmakologicznych po dezynfekcyjne. Substancje pochodzące z otoczenia, od hormonów po metale ciężkie. Wreszcie zanieczyszczenia fizyczne: piasek, włosy, drobne rzeczy, które do mięsa wpadły – wylicza Kucharski.
Ryzyku odpowiada poziom zabezpieczeń. Począwszy od kontroli hodowli, przez asystowanie przy uboju po kontrole finalnych produktów w sklepach – co roku Inspektorat analizuje około 35 tysięcy próbek. I co roku odnajduje wśród nich 1-2 proc. próbek zanieczyszczonych.
– Są gatunki bardziej narażone. Należy do nich właśnie drób, który jest naturalnym nosicielem salmonelli – podkreśla wiceszef GIW. – Salmonella chętnie gnieździ się w przewodzie pokarmowym ptactwa, podobnie zresztą jak campylobactera – dorzuca. Nie jest to zresztą wyjątek: ryby są równie podatne np. na listerię, bakterię wywołującą śmiertelnie groźną listeriozę.
To zresztą bezpośredni powód zaleceń, by drób przechowywać w temperaturze do +4 stopni, zaś inne mięsa w temperaturze maksymalnie do +7 stopni.
Zdaniem Kucharskiego, duzi producenci żywności nauczyli się już jednego: przy takiej skali produkcji nie mogą sobie pozwolić na błąd. – Koncerny pilnie dziś przestrzegają zasad. Problemy najczęściej pojawiają się u praźródła: w paszy lub w zwierzętach u hodowcy – kwituje. – Jeżeli miałbym się obawiać czegoś, to bardziej tych mniejszych hodowców, których nie stać na asekurację pod względem higieny lub jest im ona obojętna – ucina.
Do badania przeprowadzonego przez użytkowników portalu wykop.pl ustosunkowała się też sieć sklepów Lidl:
"Chcielibyśmy poinformować, iż zdrowie i bezpieczeństwo produktów to dla nas kwestia priorytetowa" - podkreśla sieć. "Rocznie wykonujemy ponad 6 600 badań jakościowych w wyspecjalizowanych jednostkach badawczych. Zawsze postępujemy zgodnie z przyjętymi przepisami prawa, a przyjęte przez nas normy przewyższają standardy europejskie".
"Np. w zakresie owoców i warzyw nasza firma dopuszcza pozostałości substancji czynnych w wysokości maksymalnie jednej trzeciej poziomu ustalonego przez UE - czyli o 2/3 mniej pozostałości środków ochrony roślin będzie w produktach Lidla niż dopuszcza UE (nie dotyczy to BIO=EKO asortymentu, przy którego w ogóle nie wykorzystuje się środków ochrony roślin)" - czytamy w przesłanym do nas oświadczeniu."
"W odniesieniu do wskazanego produktu, prawo nie określa limitów Enterobacteriaceae i Pseudomonas dla drobiu, dlatego nie znając szczegółów do czego zostały porównane parametry oraz co dokładnie oznacza "podwyższone" nie można odnieść się do sprawy. Kluczowym tematem jest w jakich warunkach przechowywane było mięso i w jakim czasie – na ten temat również nie mamy informacji".
"Zgodnie z opinią Działu Kontroli Jakości naszej firmy, nie specyfikuje się na etykiecie parametrów fizykochemicznych, do których należą woda, tłuszcz oraz białko oraz nie istnieją normy prawne dotyczące tych parametrów".
Źródło: innpoland.pl