Ogólnoświatowy trend ogłaszania przez sieci marketów oraz sieci restauracyjne rezygnacji z jaj klatkowych (co jest spowodowane presją organizacji zwierzęcych) przynosi bardzo różne efekty.
W Polsce wielcy producenci jaj zwiększają produkcję alternatywną pozostawiając na niezmienionym poziomie produkcję tradycyjną. Efektem takiego postępowania jest nadpodaż jaj oraz niskie ceny rynkowe.
Z zupełnie odmienną sytuacją mamy do czynienia w Nowej Zelandii. W tym kraju, na skutek problemów z gruntami pod inwestycje, producenci jaj albo likwidują produkcję klatkową i w to miejsce organizują alternatywne systemy chowu, albo sprzedają dotychczasowe instalacje i przenoszą fermy w inne miejsce. Postępowanie takie skutkuje brakami jaj na rynku. Sprzedawcy sektora handlu nowoczesnego walczą między sobą o jaja, a konsumenci płacą coraz to wyższe ceny.
Paradoksalne jest także to, że z takiej sytuacji nie cieszą się producenci. Wyższe ceny jaj nie rekompensują im ograniczenia produkcji oraz ogólnie wyższych wydatków związanych ze specyfiką produkcji nie klatkowej. Hodowcy boją się także o zwrot nakładów inwestycyjnych w dłuższym terminie. Obawiają się, że obecne wyższe ceny mogą nie utrzymać się na takim poziomie ze względu na konkurencję między marketami oraz dążenie tych sklepów do ograniczania kosztów wszelkimi możliwymi sposobami.
Źródło: kipdip