Kilka dni temu media duńskie podały, że rząd planuje wydanie nakazu wybicia wszystkich norek znajdujących się na fermach w Danii. Powodem tego miało być przenoszenie się koronawirusa już zmutowanego z norek na ludzi. Wybitych miało zostać 17 mln tych zwierząt futerkowych. Ostatecznym terminem miał być poniedziałek 16 listopada. Zaproponowano dodatkową premię 275 tys. duńskich koron (oprócz odszkodowania), dla tych hodowców którzy zrobią to w trybie natychmiastowym, czyli do wczoraj, 9 listopada. Jednak w tak restrukcyjnym kraju, jakim jest Dania, hodowcy także zaczynają się buntować. Okazało się, że w duńskim prawie nie ma zapisu, który mógłby nakazać wybicia zdrowych zwierząt. Gospodarze, tak jak w Polsce, wyjechali ciągnikami na ulicę w ramach protestu. Obecnie parlament pracuje w trybie przyspieszonym nad nową ustawą, która pozwoli na wybicie wszystkich zwierząt w tym kraju. Jednak, aby ustawa mogła wejść w życie, musi ona być poparta głosami w ilości 2/3 wszystkich posłów. Jeden z największych hodowców norek, który posiada 10 tys. matek zarodowych, wybił już 3,5 tys. tych zwierząt. Jednak zbuntował się i czeka na dalszy rozwój wydarzeń. Ważny głos podnoszą w tej sprawie hodowcy i ich rodziny oraz pracownicy, którzy stracą swoje źródło utrzymania. Zakłady utylizacyjne nie wyrabiają się ze spalaniem martwych norek. Dochodzi do tego, że kopane są wielkie doły na padlinę, a to z kolei jest podstawą protestów społeczeństwa, które jest zaniepokojone bezpieczeństwem środowiska. Niepokoje społeczene związane są także z niemożliwością zagospodarowania tysięcy ton odpadów rybnych.
Dania jest największym eksporterem futer z norek w Europie.