Archiwum
Mięso marki “ADADAS”
Świat imitacją stoi. Imitacja brzmi lepiej niż podróbka i samo używanie synonimów, też jest swoistą imitacją rzeczywistości. Głośnym echem odbiła się afera wołowiny, w której była konina – czy to jest jednak podrabianie mięsa?
Rzecz w tym, że jeżeli chodzi o podrabianie mięsa to mistrzostwo osiągają producenci wędlin i przetworów, bo właściwie, jak kiedyś był „wyrób czekoladopodobny”, tak dziś większość przetworzonych produktów z mięsa powinno nosić nazwę „wyrób mięsopodobny”. Zaczynam podejrzewać, że w przeklinanych przez dietetyków parówkach więcej jest surowców pochodzenia zwierzęcego niż w szynce czy polędwicy. I wcale nie chodzi już o podrabianie mięsa, a o skutek uboczy rozdymanej BIURO-UNIO-KRACJI, naszprycowanej niczym szynka „aromatem identycznym z naturalnym” (ale NIE NATURALNYM).
Poza tym, że jest coraz mniej produktów rzeczywiście naturalnych, to mamy jeszcze coraz mniej prawdziwych zaświadczeń. Dla mnie jest nielogiczne „zaskoczenie” producenta mięsa w Holandii, że od niego wyszło coś innego, niż wyprodukował w jego opinii. Z tego, co wiem, zakład został zamknięty, a razem z jego upadkiem (bardzo możliwym – bo jak się nie produkuje, to się raczej upada) zagrożeni są jego dostawcy – także z Polski.
Zanim mięso opuści ubojnię jest kwalifikowane zgodnie z zamówieniem przez osobę związaną z eksporterem (podmiotem, który występuje, jako dostawca dla odbiorcy). To on bierze na siebie całkowitą odpowiedzialność za to, żeby towar był zgodny z zamówieniem, bo jeżeli jest inaczej – to naraża się na straty i reklamacje. Wiadomo, że jeżeli wysyła się 15 ton półtusz lub ćwierci wołowych nikt nie może sobie pozwolić na reklamację nawet kilku procent, bo „wymiana towaru na wolny od wad” jest ekonomicznym nonsensem. Nikt nie będzie go wiózł z powrotem ponad 1000 km. Obniży cenę, a tamten towar przyjmie, zmieli (zrobi mięso mielone albo hamburgery, albo farsz do pierogów) i skasuje jak za towar pełnowartościowy – tak samo, jak przypadku szynki, która obecnie składa się z 50% mięsa (parówki zawierają 85% wieprzowiny – nie oznacza to mięsa, a jedynie udział surowca zwierzęcego, ale przynajmniej 85%)!
Z logicznego punktu widzenia eksporter, zwłaszcza taki, który co miesiąc sprzedaje 100 ton surowca (czystego mięsa z kością – półtusze i ćwierci) nie ma żadnego powodu, żeby oszukiwać choćby na jednej sztuce. Stosowanie uogólnień, że to „mięso z Polski jest podejrzane” jest czystą manipulacją. Albo urzędniczą, albo dziennikarską. Niemniej pokazuje, jak rzeczywiście wyglądają „przyjacielskie stosunki z zaprzyjaźnionymi krajami Związku Socjalistycznych Republik Europejskich”.
Inny wymiar tej „afery” jest taki, że eksportem zajmują się amatorzy, którzy może chcą być trochę sprytniejsi, albo którym wydaje się, że są trochę sprytniejsi od innych. Mamy w Polsce dość osobliwą i trudną do zrozumienia dla cywilizowanych społeczeństw niechęć do współpracy, delegowania zadań, korzystania z wiedzy i doświadczenia innych – ODPŁATNIE. Mentalność robotnicza ciągle nakazuje, że człowiek powinien mieć zapłacone za czas, a nie za umiejętności, wiedzę i doświadczenie. Jeżeli ktoś zajmuje się eksportem mięsa od 10, 15, 20 lat na pewno WIE, jak to zrobić. Sam tego nie wymyślił, tylko ktoś go tego nauczył. Dziś wygląda to tak, że jak ktoś sobie poradził ze sprowadzeniem samochodu, to wydaje mu się, że obsłużenie eksportu, to też jest pryszcz! Jak widać nie! Istnieje możliwość, że ktoś postanowił „upchnąć trochę koniny”. Rzecz w tym, że półtusza wygląda bardzo podobnie i „zielony” eksporter, dla którego „mięso to mięso” łatwo może dać się nabrać. Ktoś się ucieszył, że się dało głąba nabrać, jednak efekt dla Nas, Polaków, eksporterów i producentów, a nawet bazarowych handlarzy bydła rzeźnego, spowodował załamanie rynku.
Jeden człowiek nie stworzy potęgi, ale klęskę może. W interesie środowiska, które traktuje produkcję mięsa jest dbanie o jakość. Właśnie producenci tracą najwięcej na działaniu „spryciarzy”. To nie lekarz weterynarii odpowiada za „złą sytuację”. On powinien być opłacany przez hodowców, żeby żadne PODRABIANE DOKUMENTY, nie psuły ich interesu.
Czas, żeby w Polsce zaczęto szanować ludzi, którzy się na rzeczy znają. Potrafią skontrolować i przypilnować JAKOŚCI. Bo WYSOKA JAKOŚĆ i NIEPOSZLAKOWANA OPINIA jest w interesie tych, którzy się z tego utrzymują.
Robert Nowakowski